Albański marketing
- diamondspeech
- 24 wrz 2021
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 maj 2022
Po historii, która przydarzyła nam się w kwietniu 2021 r. w Albanii, postanowiłam na konkretnym przykładzie opowiedzieć trochę o marketingu, a w zasadzie jego istocie oraz o tym, jak ja go widzę, czym dla mnie jest i jak powinien według mnie wyglądać. Jak zawsze – są to moje osobiste spostrzeżenia i refleksje, także zobaczymy, czy przypadną Ci do gustu.
Zachęcam do dzielenia się swoją opinią. Jestem otwarta na wszelkie sugestie, punkt widzenia i ciekawa, co myślisz na temat mojej publikacji, jako że pierwszy raz zdecydowałam się na taką formę relacji.

Na zdjęciu: Gjirokastra (Divone) – w drodze do restauracji.
Istota marketingu
Wiele rzeczy sprawdziłam sama. Tych, których nauczyłam się w teorii, przetestowałam w praktyce i tak działam. Tak też działa moja agencja, tak działa mój marketing.
Nagrywając materiał (na podstawie video powstał ten wpis, a jako bonus dostępne będzie na Instagramie), byłam w Macedonii, na starym mieście w miejscowości Ohrid. Jednak sytuacja taka bardzo obrazowa i przyjemna, związana z marketingiem, wydarzyła się w Albanii w mieście Gjirokastra, również na starym mieście.
Poszliśmy na obiad do restauracji polecanej przez osoby na Trip Advisor – zawsze tak robimy, lubimy dobrze zjeść. I tym razem trafiliśmy równie smacznie. Raz, że jedzenie było przepyszne, dwa – porcje były tak duże, że ciężko było to wszystko zjeść, a trzy, że obsługa była przemiła, przekochana, przegościnna – zdecydowanie polecam to miejsce (Taverna Tradicionale), jeżeli kiedykolwiek wybierzesz się na wycieczkę objazdową do Albanii.
Na wejściu przywitano nas otwartymi rękami oraz gotową nalewką, pyszną – zrobioną przez właścicielkę restauracji – z wina, cukru, goździków i innych nieznanych mi składników. Następnie podano nam menu. I kiedy usiedliśmy do stołu, przyszedł Pan i powiedział: „Słuchajcie, tu są tylko ceny. Zapraszamy Was do środka i (oczami) wybierzcie sobie, na co macie ochotę!”.
Już samym tym podejściem bardzo mnie urzekli. Po chwili Pani zaproponowała, żeby partner zrobił mi zdjęcie z wybranym daniem, co według mnie jest świetnym zagraniem PR’owym – o tym poniżej.
Nie mogliśmy się zdecydować, na co mamy ochotę (nie znaliśmy tych dań, wszystkie regionalne), więc pozwolono nam pomieszać menu, co wcale nie wiązało się ze wzrostem cen na rachunku.
Sugerowano, żebyśmy skosztowali potrawy z przepisu babci, ale nie starczyło nam już miejsc na talerzu, więc…dostaliśmy je w gratisie – ponieważ bardzo ją chwalili, widać, że byli z niej dumni i bardzo chcieli podzielić się z nami tym smakiem.
Tym samym wybrzmiało tu już przynajmniej kilka zasad/sposobów, jak wygląda sprawny i skuteczny marketing. Nie wiem, czy właściciele działali w pełni świadomie, co nie zmienia faktu, że ich postawa i kolejne reakcje były wspaniałe.
Podczas spożywania posiłku kilkukrotnie Pan, który pełni funkcję kelnera, podszedł do nas i zapytał, czy wszystko w porządku, czy nam smakuje i czy dziecku niczego nie brakuje. Bardzo miłe. Czułam, że cały czas dbają i żebyśmy wynieśli z tego miejsca jak najlepsze wspomnienia.
Więcej i więcej pyszności!
Gdy skończyliśmy jeść obiad, przyniesiono jeszcze deser – ponownie for free! Podano nam świeże owoce polane miodem z cynamonem. Pyszne!
Ale to jeszcze nic!
Po posiłku (w zamian za to, że poczęstowano nas winem i owocami) poproszono o wystawienie pozytywnej opinii na Trip Advisorze. Wcale mnie to nie dziwi, ponieważ my też trafiliśmy do nich dzięki tej stronie. W filmie powiedziałam, że restauracja miała 50 opinii i wszystkie na 5*. Później sprawdziłam, że było ich znacznie więcej (ponad 370 na 4,9*), więc rzeczywiście miejsce godne uwagi. I nie bez powodu, ponieważ i obsługa i jedzenie oraz ich podejście do klienta, turystów czy to, jacy są uśmiechnięci i szczerzy w tym wszystkim – to jest clou sprawy według mnie. Kupili nas od samego początku – dokładnie tak widzę marketing.
Narzędzia, techniki czy zwykła ludzka gościnność?
Jakie techniki/narzędzia zostały użyte podczas naszej wizyty w restauracji – czyli co zauważyłam, obserwując zachowanie właścicieli.
Wyjście do klienta – zaprosili nas do środka z ulicy.
Prezent od firmy (wino) – ugościli nas jeszcze przed złożeniem zamówienia – dali coś od siebie – na zachętę (przynętę). W efekcie kupiliśmy jedną butelkę swojskiego wina, ponieważ było tak dobre, że uznaliśmy, że warto zabrać je ze sobą do Polski i podzielić się smakiem z innymi – świetnie rozegrane. Zachęcić –> sprzedać. Jeżeli dasz jakiegoś sampla, ludzie wrócą – oczywiście, jeśli jest to godne uwagi lub/i dobrej jakości.
Zaproszenie do wnętrza firmy/prezentacja produktu – w tym przypadku zobaczenie przez nas gotowych potraw jeszcze przed zamówieniem – myślę, że to rewelacyjny sposób, żeby zachęcić klienta do zrealizowania transakcji. Na tym etapie (klient) czuje się już zobowiązany i trudniej mu zrezygnować, nawet jeżeli chwilę wcześniej jeszcze się wahał przed zakupem. Poza tym byliśmy głodni – parząc na te potrawy, już w tej danej chwili jedliśmy je oczami wyobraźni.
Zdjęcie z potrawami – właścicielka spodziewała się, że zdjęcie trafi w różne miejsca w sieci (i tu je dodam, jak tylko je znajdę :D) – świetne zagranie PR’owe – dzięki temu więcej osób dowie się o tym, co i w jaki sposób robią.
Bardzo dobre jedzenie – doprawione, podane z uśmiechem.
Szczera gościnność, dbanie o klienta w trakcie pobytu w restauracji.
Bezpłatny deser (docelowo dla dziecka – kolejny bardzo dobry element marketingu) za opinię w sieci – dzięki recenzjom na Trip Advisor zjedliśmy pyszne jedzenie w świetnej atmosferze – czego chcieć więcej.
Opinie w obecnych czasach są bardzo ważne. Dbanie o recenzje wpływa pozytywnie na zdobycie nowych klientów (znacznie skracają ścieżkę decyzyjną zakupu), a także na robota Google, który wyżej pozycjonuje dobrze oceniane miejsca. Według mnie marketing jest wielopoziomowy, a każdy z elementów jest równie ważny. Nazywam ten stan synergią działań.
Zaufanie –> Zatrzymanie –> Zapamiętanie
Poprawiając tę treść i tworząc nagłówki do akapitów, pomyślałam, że cały ten proces można zamknąć w trzech "Z" (3Z). Pierwszym krokiem, aby klient dokonał u nas zakupu, jest wzbudzenie jego zaufania i ciekawości, kolejnym zatrzymanie go u siebie (poprzez m.in. co najmniej dobrą jakość usług/produktów) oraz sprawienie, aby wywołać w nim pozytywne wspomnienia (wpłynie na emocje) – czyli coś, co spowoduje, że zapamięta firmę/markę na dłużej i poleci ją dalej. Właściciele Taverny Traditionale "odhaczyli" wszystkie te punkty koncertowo.
A na koniec coś extra od firmy – nasza dzidzia dojrzała na kasie cukierki. Poprosiła o jednego, dostała całą garść.
Uważam, że dużo elementów, które zwykle wykorzystywane są na co dzień w marketingu, pojawiło się przy okazji naszej wizyty w tej restauracji.
Od budowania relacji, przez zapewnienie dobrej jakości produktów, zewnętrzny PR, zadbanie, żebyśmy polecili ich miejsce dalej (marketing szeptany), pozytywne wspomnienia z marką – zrobili to wszystko w sposób rewelacyjny. Nie wiem, czy w sposób świadomy czy nieświadomy, za to bardzo dobry!
Czasami myślę, że to my wszyscy ("specy" od marketingu) mimochodem uczymy się technik marketingu, sprzedaży i tego, jak to powinno wyglądać od osób, które "muszą" działać w ten sposób, by zdobyć więcej klientów, działają intuicyjnie, są otwarte na klienta i doświadczenia. W krajach jak Albania, gdzie nie ma specjalistów od marketingu (mówiąc to, miałam na myśli bardzo małe miasteczka/wsie, które odwiedzaliśmy, bo na dobrą sprawę nie wiem, jak to wygląda na skalę kraju, ani tym bardziej w korporacjach – a i takie są w Albanii), sprzedaży czy uczenia technik, oni to robią po prostu bardzo naturalnie. Wiedzą, w jaki sposób przyciągnąć (i zatrzymać) klienta. Sprawdzili to na sobie wielokrotnie i wiedzą, że takie podejście jest dobre i skuteczne.
Zauważyłam też, że kiedy wychodzimy do klienta, wszyscy mamy w sobie trochę takiego marketingowca (i handlowca), dzięki temu budujemy te relacje (budzą się w nas instynkty?). I to w zasadzie są najważniejsze punkty – klient, relacje i dobre wspomnienia (z marką).
Zdecydowanie ta historia to jedno z lepszych wspomnień z Albanii. Poza tym właścicielka restauracji zainspirowała mnie do nagrania video, co jest dla mnie niezwykle rozwojowe, ponieważ zwykłam unikać kamery. Już przed wyjazdem przygotowywałam się do zrobienia filmu, ale zupełnie nie wiedziałam, co powiem na nagraniu i w jaki sposób przekażę, jak ja widzę marketing – tak aby było ciekawie i zrozumiale. Mam nadzieję, że się udało!
Swoją drogą bardzo polecam albańskie rejony – a więcej o samej podróży, hotelach i przygodach opisałam w drugim artykule, który wkrótce pojawi się na blogu.
Miłego dnia!
Na zdjęciach: Gjirokastra.
Jeśli wiedza zawarta w artykule wydaje Ci się interesująca lub przydatna, wesprzyj moje działania, stawiając małą biznesową kawę. Z góry dziękuję! - > https://buycoffee.to/diamondspeechmm
Comments